Strony

piątek, 24 lipca 2015

Rozdział 5


Polecam zajrzeć TUTAJ (kliknij, aby przejść). Opisałam tam wszystkich głównych bohaterów, po prawdziwym imieniu i nazwisku, jak i tym fałszywym. Mam nadzieję, ze niektórym to ułatwi czytanie.

- Trochę niezręcznie się zrobiło - zaśmiał się chłopak. Był całkiem uroczym, niskim brunetem o dużych brązowych oczach i "prostokątnym" uśmiechu. Miał na sobie granatowy sweterek z wystającym białym kołnierzem, ciemne, wąskie spodnie i białe buty z nike. Odrażający zapach alkoholu przesiąkł(?) jego ubrania, aczkolwiek mimo tego smrodu, chłopak wyglądał na trzeźwego - Jestem Joonjae! - wyciągnął dłoń w moją stronę.
- Hyunwoo - uśmiechnąłem się do niego oraz potrząsnąłem naszymi splecionymi dłońmi - Jak podoba ci się nasze mieszkanie?
- Wiesz... Jestem tutaj od trzech minut i nie ruszyłem się z tego pomieszczenia, ale przedpokój macie niezły. - nawilżył swoje usta oraz kontynuował wypowiedź - może pokazałbyś mi gdzie będę dziś nocował i w ogóle, hm? Bo Minseok nie da rady. - wskazał palcem na nasz salon i zaśmiał się. Sytuacja, w której znajdował się Xiu była komiczna. Xiumin w połowie siedział, w połowie leżał na drewnianym krześle, powoli zasypiając, a Chen stał nad nim, groził mu palcem, machał rękami, krzyczał na niego... Po prostu nawracał go lepiej niż najbardziej wierzący na świecie ksiądz. A Chanyeol i Baekhyun już dawno opuścili pokój i zniknęli w mieszkaniu.
- Jasne, chodź. - uśmiechnąłem się do niego i zacząłem go oprowadzać po mieszkaniu. Najbliższym pokojem należał do Chanyeola. Zapukałem grzecznie i za pozwoleniem weszliśmy do jego pokoju. Zastaliśmy tam nie tylko elfa, a również i Baekhyuna, który leżał na jego ramieniu i wpatrywał się w ekran telewizora, jedząc przy tym popcorn.
- O hej! - uśmiechnęła się nasza diva i pomachała Joonjae, który najwidoczniej patrzył na nich z lekkim obrzydzeniem. Odwzajemnił uśmiech i spojrzał na mnie, wyraźnie dając mi znak że chce stąd iść. Zamknąłem drzwi i ruszyliśmy kolejno do pokoju Chena, Xiumina i Baekhyuna, następnie udając się do pokoju gościnnego. Było to malutkie pomieszczenie, aczkolwiek wystarczało to każdej zaproszonej do domu osobie. Rozkładane łóżko, szafa, szafki nocne i mała łazienka. Każdy czuł się w tym pokoju jak u siebie w domu, mam nadzieję, że jemu też będzie tutaj dobrze.
- Skromnie, ale się wyśpisz. To znaczy wcześniejsi goście się tu wyspali.
- A ty gdzie masz swój pokój? Jeśli można wiedzieć. - chłopak zachichotał i popatrzył na mnie.
- Tam, na końcu korytarza. - wskazałem palcem na swój pokój. - dobra, ja już będę lecieć, a ty czuj się jak u siebie. Jakbyś czegoś potrzebował to wiesz gdzie mnie szukać. Masz piżamę? - zjechałem z tematu i widziałem jak chłopak uderzył się otwartą dłonią w czoło. Zaśmiałem się cicho i złapałem go za nadgarstek i zaciągnąłem go do swojego pokoju.
- Nie no... wytrzymam w pół nagości. Bez koszulki mogę spać, a bokserki i tak muszą iść do prania. - chłopak chciał się jakoś wymigać, ale gdy ten zakończył swoją wypowiedź, to ja znalazłem szarą koszulkę i tego samego koloru dresy.
- Nie marudź! Możesz wziąć prysznic i się przebrać. Ubrania powinny być czyste.
- Nawet nie wiem jak ci dziękować! Dziękuję! - chłopak przytulił się do mnie. Zaśmiałem się głośno i odwzajemniłem uścisk. Cóż, chłopak wrócił z imprezy. Nie jego wina, że jest wstawiony!

* Kim Jongdae *

- Ty nieodpowiedzialny dzieciaku! Doprowadziłeś się do takiego stanu! Wiesz kogo mogłeś wprowadzić do domu? No wiesz? Nie wiesz! A czemu? Bo jesteś pijany! Przecież Jongin może być w niebezpieczeństwie! Gdy tylko wódz się o tym dowie... Co ty sobie myślałeś? Ty bękarcie! - otwartą dłonią uderzyłem go w policzek.
- Ej... O czym ty mówisz? Jaki Jongin? Jakie niebezpieczeństwo? Jaki wódz? Jongdae czy ty się dobrze czujesz? - Chłopak zaśmiał się i dotknął mojego czoła. Natychmiastowo złapałem i wykręciłem jego nadgarstek. Chłopak syknął.
- Myungbi, nie żartuj sobie!
- Jaki do cholery Myungbi?! Aishh... Chyba ten Jezus ci w głowie korbkę przestawił. A nie... Może ty masz schizofrenię? Chen, ty idź do szpitala!
- Agencie Myungbi, co się z tobą dzieje? - Powiedziałem pod nosem i westchnąłem cicho. Co z nim jest nie tak? Ma amnezję? Sklerozę? Nie... on był normalny! Może ktoś mu coś dosypał do drinka! Tyle się teraz mówi o pigułkach gwałtu! Co ja teraz zrobię! Może pobiorę wymaz do badania i w Północnej coś ustalą- Błagam... powiedz, że pamiętasz swój numer...
- 101-732-92... - nie pozwoliłem mu dokończyć i puściłem jego dłoń.
- Siedź tu. Zaraz wrócę...  - On serio jest jakiś inny... Nie pamięta numeru, który dostał w wieku dwunastu lat. Nie mówię tu o numerze komórkowym, ale o takim, który dostaje każdy uczeń tajnych szkół wojskowych w Korei Południowej i Północnej. Sardynki mają w nim pięć cyfr, a my sumy o jedną więcej. W ten sposób można nas, agentów, od siebie odróżnić.
Pośpiesznie ruszyłem w stronę swojego pokoju i otworzyłem apteczkę, którą wcześniej schowałem pod łóżkiem. Wyciągnąłem z niej plastikowy patyczek z watą na końcu oraz malutki woreczek. Wróciłem do pokoju i rozkazałem mu otworzyć szeroko usta. Jak powiedziałem, tak zrobił. Włożyłem patyczek do jego buzi i pocierałem watą o jego policzki, język. Musiałem zdobyć jak najwięcej śliny. Z jego ust wydobywał się odrażający smród alkoholu. Słysząc głośne huki i roztrzaskane szkło wyjąłem patyczek z jego ust, schowałem go do woreczka i ruszyłem odruchowo do pokoju Jongina, próbując zachować spokój i być tym dziwnym Jongdae.
- Hyunwoo? Co tam się dzieje? Hyunwoo! - zacząłem pukać do jego drzwi, szarpać klamką, aby otworzył je.
- Nic się nie dzieje - zaśmiał się chłopak.
- To proszę, otwórz drzwi! Hyunwoo! - zamek przekręcił się, a tuż za nim wrota do królestwa Jongina się otworzyły. Chłopak wyglądał na zmęczonego. Odsunąłem go od drzwi i wszedłem do pokoju. Wyglądał tak jakby wparowała do niego bomba.
- Wytłumaczysz mi co się stało?!
- no... ćwiczyłem, gryf się przesunął i trochę się narobiło. Mam nadzieję, że nie obudziłem naszego...
- Co się stało? - Zapytał Joonjae z mokrymi włosami i ręcznikiem na biodrach.

* Kim Jongin *
Tuż po tym jak Joonjae opuścił mój pokój wziąłem szybki prysznic i poszedłem spać. Byłem już zmęczony, ale widząc jak mój telefon zaczął świecić i wibrować, podniosłem go i przyłożyłem do ucha.
- Halo, Jongin? Cel już jest w Seulu. - ze słuchawki słychać było głos Sehuna.
- Jak to "już jest"? Był gdzieś indziej? - zapytałem z zaciekawieniem i położyłem się na łóżku.
- Otóż... piiip... piiip... piiip... - w słuchawce rozległy się ciche piski oznaczające zakończenie rozmowy. Spojrzałem na wyświetlacz. "Długość rozmowy: 4 sekundy". Co jest? Próbowałem po tym zadzwonić do Sehuna jeszcze raz, ale za każdym razem odzywała się sekretarka. Podłączyłem telefon do ładowarki i położyłem się do łóżka. Czując chłód otuliłem się kołdrą i obróciłem się na bok.
- Otworzyłem sobie okno, jesteś zły? - Usłyszałem niski, męski głos gdzieś w głębi pokoju. Otworzyłem szeroko oczy i natychmiastowo wstałem z łóżka. Koło okna zauważyłem zarys sylwetki niewysokiego, szczupłego mężczyzny.
- Kim ty..?
- Ja? Nikim ważnym. Chociaż w sumie... jestem sardynką, która musi się ciebie pozbyć. Mogę? - Wskazał palcem na krzesło biurowe. Nie zdążyłem otworzyć ust, a chłopak już usiadł na krześle. - Całkiem fajny masz pokój, Jongin. Widzę, że ćwiczysz... Ahh, Jongin, Jongin. Twoja matka była jednak uparta...
- Moja matka? Uparta? Co jej zrobiłeś? - zacisnąłem dłonie w pięści, czując jak moje serce przyśpieszyło bicie.
- Ja? Nic. Spokojnie... Chociaż w sumie. Nie chciała nic powiedzieć. Jongin, czy ty mówiłeś swojej matce gdzie jesteś?
- A chuj cię to...
- A więc mówiła prawdę... kurde... Ej! Nie denerwuj się. Dziś nic ci nie zrobię. Chciałem porozmawiać. Przystojny jesteś. - chłopak rzucił czymś w stronę włącznika i zapalił światło. Był ubrany w czarne spodnie, czarny sweter i czarną kominiarkę. Huh... Czyli jednak nie zgasił mi w tym pokoju światła.
- No nie zgasiłem. Postanowiłem działać inaczej. Robię dla ciebie wyjątek. Czuj się wyjątkowy Kim Jong Inie.
- Skąd ty..? - znów nie zdążyłem nic powiedzieć, gdyż chłopak po raz drugi wciął się w moje pytanie.
- Mam czip, kochanie. O tutaj - popukał palcem w prawą skroń - W ten sposób mam na ciebie haka. Oj kotku, od dziś przestaniesz cwaniakować. Panuję nad całą sytuacją. A po newsie, który ci powiem to padniesz!
- Co masz na myśli?
- Wszystkie robaczki w Północnej się najedzą i to w twoim domu. Kurde... dwa wielkie kawałki mięsa... jak ja tym robaczkom zazdroszczę... - ruszyłem w jego stronę oraz złapałem go za sweter i pociągnąłem jego końce w swoją stronę, następnie rzucając chłopakiem o ścianę.
- Jakie kurwa robaczki i jakie pierdolone dwa kawałki mięsa! Co im zrobiłeś?! - wstrząsnąłem nim na tyle mocno, że jego głowa odbiła się kilka razy od ściany. - Zabiłeś je?! Moją matkę i siostrę?! - chłopak jedynie zaśmiał się i odepchnął mnie.
- Mądry i przystojny ... no nie wierzę! Jesteś idealną sierotą - głośny śmiech chłopaka rozległ się po pomieszczeniu. Ponownie ruszyłem w jego stronę by go odepchnąć na drugą ścianę, aczkolwiek chłopak złapał moje nadgarstki i wykręcił je. Cmoknął kilka razy i potrząsnął głową na znak niezadowolenia - Oj, agencie 18593... Pamiętaj, że jestem o trzy kroki bliżej i szybciej niż ty. A ja nic ci nie chcę zrobić!
- Zabiłeś skurwielu moją matkę! To mi zrobiłeś! - wyszarpałem swoje nadgarstki i kopnąłem go w brzuch. Chłopak natomiast przewidział moje działania i złapał mnie za kostkę, powalając na ziemię. Chwyciłem w dłoń starą koszulkę, która leżała na ziemi i rzuciłem mu nią w twarz. Chłopak jedną dłonią puścił moją nogę i złapał koszulkę, ponownie rzucając ją na ziemię. Uwolniłem swoją kostkę z jego dłoni i chodząc "pająkiem" cofnąłem się pod ścianę. Chłopak zaśmiał się, myśląc, że się poddałem. Przypomniałem sobie jednak radę Sehuna, żeby myśleć o czymś innym i robić zupełnie co innego. Rozejrzałem się po całym pokoju w poszukiwaniu jakichś przedmiotów, które pomogłyby mi w tej walce... Buty, koszulka, opakowanie po chipach... /jeśli zakryję mu twarz koszulką, chłopakowi trochę zajmie ściągnięcie jej z twarzy, dzięki czemu wstanę i,wykonam jakiś ruch/ wyciągnąłem rękę w stronę koszulki, ciągnąc ją do siebie, przy okazji biorąc buta. Kiedy przedmioty były przy mnie, chłopak gwałtownie zaczął się do mnie przybliżać. Rzuciłem w jego stronę koszulkę, by chłopak zajął nią swój umysł, a po chwili wycelowałem butem w jego krocze. Chłopak syknął i zgiął się w pół, a ja szybko wstałem oraz zwaliłem go z nóg, jednym kopnięciem w kolana. Czarna postać odepchnęła się rękoma, na tyle, że nie uderzyła głową o podłogę. W tej chwili chłopak klęczał tuż przede mną. Chwyciłem końce jego kominiarki i ciągnąłem je do góry.
- Hyunwoo? Co tam się dzieje? Hyunwoo! - zza drzwi usłyszałem głos zdenerwowanego Jongdae. Puściłem okrycie twarzy chłopaka i spojrzałem na niego z zdezorientowaniem.
- Nic się nie dzieje - wskazałem palcem na otworzone okno i zaśmiałem się, aby nie było słychać jego ruchów. Chłopak "odmeldował się" i zniknął za oknem.
- To proszę, otwórz drzwi. Hyunwoo! - spojrzałem jeszcze raz w stronę okna, aby upewnić się czy chłopak na pewno opuścił pokój i przekręciłem kluczyk w drzwiach. Chen wparował do mojego pokoju.
- Wytłumaczysz mi, co tu się stało?!
- No... ćwiczyłem, gryf się przesunął i trochę się narobiło. Mam nadzieję, że nie obudziłem naszego... - zacząłem bezsensownie bełkotać i kłamać, na tyle, aby brzmiało to w miarę realnie i normalnie. Przerwałem swoją wypowiedź, słysząc czyjeś kroki.
- Co się stało? - Zapytał Joonjae z mokrymi włosami i ręcznikiem na biodrach. Ten dom jest popierdolony.

 

Doczekaliście się piątego rozdziału! Mam nadzieję, że się spodobał. Liczę na szczere opinie co do tego opowiadania. Każde zdanie bardzo się dla mnie liczy. Nie wiem kiedy będzie następny rozdział, ale postaram się go napisać :p co do drugiego ff... cóż, kobieta zmienną jest ;)

środa, 3 czerwca 2015

Rozdział 4

Blask słońca podrażnił oczy, które były przykryte przez powieki. Zakryłem oślepiające światło dłonią, które wpadało do pomieszczenia przez duże okno. Usiadłem na łóżku, opierając się o ścianę, powoli otwierając oczy. Kątem oka spojrzałem na telefon leżący na szafce nocnej. Światełko migało jak szalone, co oznaczało nową wiadomość lub nieodebrane połączenie. Zerwałem się z posłania i pośpiesznie odblokowałem telefon jednym przesunięciem palca.
~_~_~
Od: Xiumin
Heyyo! Mam nadzieję, że nie obrazisz się jeżeli mój przyjaciel ze szkoły wbije do nas i będzie u nas spać. Oczywiście tylko jedną noc. Mówię ci, to super koleś! Polubicie się na 100%! Dzisiaj mnie nie będzie w pracy, zastąpisz mnie? Odwdzięczę się! Trzymaj się! ^^
~_~_~
Ta cicha nadzieja na znak od Sehuna była niepotrzebna. Myślałem, że treścią wiadomości będzie "cel zlikwidowany" lub "nie będziesz musiał się martwić". Czasami mój styl życia mnie przerasta. Potrzebuję wskazówek, informacji dotyczących tego... kogoś. Chęć na zabicie kogoś rośnie coraz bardziej.
- Hyunwoo! Hyunwoo! Jest po ósmej! Wstawaj! - usłyszałem głośne krzyki zza drzwi. Wstałem z łóżka, kierując się w stronę drzwi i w ciągu sekundy otworzyłem je. Moim oczom ukazał się Chen, który był lekko poddenerwowany.
- Coś się stało? Wyglądasz na...
- Wściekłego? Złego? Zdenerwowanego? Zirytowanego? Tak wiem. Tak samo się czuję! Ten dupek sobie wychodzi i spotyka się z jakimś Joonjae, czy jak mu tam i nie przyjdzie do pracy. No ja nie rozumiem! Chociaż ty bądź normalny oraz pracuj ciężko, bo mojego brata nie ogarnę... - westchnął oraz teatralnie wywrócil oczami. Po chwili jęknął i opuścił mnie, kierując się w stronę kuchni. Ja jednak udałem się do łazienki, biorąc po drodze czarne jeansy i białą koszulę. Zamknąłem drzwi od środka i ściągnąłem swój T-shirt. Oparłem się dłońmi o kran, nad którym wisiało lustro, które zwróciło moją uwagę. Spojrzałem na postać będącą w odbiciu. Był nią wysoki, brązowooki brunet z licznymi bliznami na klatce piersiowej. Westchnąłem głośno i odkręciłem wodę oraz nabrałem ją w dłonie. Jednym ruchem oblałem twarz cieczą i spojrzałem ponownie na swoje odbicie. Krople spływały po moim czole, brwiach, policzkach i wróciło ponownie do kranu, wydając cichy plusk. Otarłem twarz ręcznikiem i pozbyłem się reszty materiału, który znajdował się na moim ciele. Ruszyłem w stronę wanny oraz odbyłem krótką, gorącą, aczkolwiek przyjemną i relaksującą kąpiel.
* Kim Jong Un *
Głośne kroki pięciu par ciężkich butów były jednymi z niewielu odgłosów w tym pustym domu. Jeden z agentów sfotografował martwe ciało kobiety z czterech różnych perspektyw. Inny natomiast robił zdjęcia mojej dziewięcioletniej bratanicy. Oba ciała niemal pływały we krwi. Oczy patrzyły obojętnie w nieznanym mi kierunku, a ich skóra przybrała siwo-siny kolor, aczkolwiek usta były purpurowe, lecz przykryte były zaschniętą, czerwoną cieczą. Przeszedłem obok obu ciał i udałem się w kierunku agenta, który zajmuje się tym "śledztwem". Pisał coś w notatniku, ale gdy zobaczył moją postać zamknął go oraz złożył mi pokłon. Zwilżyłem usta oraz zacząłem konwersację:
- Kiedy zostały zabite?
- Nie żyją od osiemnastu do dwudziestu dwóch godzin, wodzu. - odparł mężczyzna patrząc na swoje notatki oraz coś w nich skreślił.
- Jak zostały zabite? - dałem ręce za swoje plecy i złapałem dłonie, zaczynając wędrówkę po pomieszczeniu.
- Od postrzału, wodzu. Aczkolwiek dziewczynce dodatkowo sprawca wykręcił kark. - ruszył za mną i spojrzał na moją twarz.
- Ilu ich było?
- Wszystko wskazuje, że w całym tym zdarzeniu brały trzy osoby, wodzu.
- Jakieś wskazówki, ślady? - Zapytałem z obojętnością, napełniając swoje płuca kolejną ilością tlenu.
- Między innymi ślady butów i nasienie na lewym udzie kobiety. Sprawdzamy jeszcze włosy z sukienki dziewczynki, naskórek zza paznokci matki oraz odciski palców z telewizora oraz szafy, wodzu.
- Jacyś podejrzani?
- Jeszcze nie, wodzu. Ja sam myślę, że mogły to być sardynki. - odparł mężczyzna oraz nerwowo podrapał się po karku i przełknął ślinę.
- Dlaczego? - zatrzymałem się oraz skierowałem swój wzrok na widok z okna. Puste podwórko, z jednym drzewem, do którego przywieszony jest sznur z oponą. Po trawie turlała się pomarańczowa piłka, którą popychał wiatr. Obok powtórka jest ulica, na której nie przejeżdża ani jeden samochód. Niebo przykryte było szarymi, pierzastymi chmurami, które zapowiadały deszcz, a w najgorszym przypadku burzę. Mówiąc jednym słowem... Panuje tutaj pustka. Kompletna pustka.
- Są agenci, którzy wiedzą o istnieniu Jongina... - westchnął głośno i skrzyżował ręce na piersi, przenosząc ciężar swojego ciała na prawą nogę. - Ale umierają w ciągu 2 dni. Chłopak nieźle sobie radzi.
- "nieźle sobie radzi". Co to znaczy?
- Tak jak wódz słyszy... ma ponad tysiąc czipów i zastrzelonych głów na swoim koncie. Zabije bezlitośnie każdego, kto stanie na jego drodze. Musi to być dla niego trudne. Sprzedaje ludziom kawę w kawiarni. Jak ona się... "Exodus"? Tak. Exodus! Piękna nazwa, prawda? Oznacza... - powiedział z uśmiechem mężczyzna. Zaśmiałem się z dumy pod nosem. A pomyśleć, że nie tak dawno chciałem go zabić. Swojego brata rozstrzelałem i mówił o tym cały świat! Chwaląc się skromnie... jestem jedną z najbardziej wpływowych ludzi na Ziemii. Nie ma osoby, która nie słyszała mojego imienia. Jestem okrutny. Jestem surowy. Jestem pewny siebie. Jestem po prostu chujem, którego wszyscy się boją. Wystarczy jedno złe słowo, ale wystarczy też jeden strzał. To przecież nic takiego. Każdy z nas umrze. A to w jaki sposób i kiedy... to nie zależy od nas. Zapewne w tym momencie, właśnie teraz ktoś został zastrzelony, ktoś inny popełnił samobójstwo, ktoś umarł z głodu, ktoś został zamordowany... te cztery osoby już nigdy nie zrobią nic dobrego. Teraz będą gnić.
- A jak sobie radzi Lee Myung Bi? Czy ktoś się czegoś domyśla?
- Myungbi? Jest idealnym aktorem! Nikt nie wpadłby na pomysł, że agent Lee może być właśnie agentem. Cieszę się, że jest gotowy na bycie ochroniarzem Jongina, nawet jeśli na takiego nie wygląda. Dziwne, że bratanek wodza o niczym się nie domyśla...
- Ja się cieszę. On czuwa nad wszystkim. Kontroluje wszystko co dzieje się dookoła. Zdaje relacje z każdego zdarzenia, które miało miejsce. Dobrze, że jest ktoś taki.
* Kim Jong In *
Zamknąłem bezszelestnie drzwi do kawiarni i spojrzałem na Baekhyuna, który przytulił od tyłu Chanyeola i zakrył mu oczy dłońmi. Park zaśmiał się, zgiął nogi oraz złapał za uda oraz podniósł go. Baek zrozumiał, co jego "ukochany" miał na myśli i objął go w pasie oraz wokół szyi, kładąc głowę na jego ramieniu. Parsknąłem śmiechem i dołączyłem do nich. Wyjąłem z kieszeni telefon oraz spojrzałem na zegarek. Godzina 18:57. Westchnąłem cicho i spojrzałem na Chena, który sprawdzał coś w notatniku.
- Musimy w tym tygodniu zapłacić za światło, gaz i wodę... Kto robi przelew? - zadał pytanie dosyć poważnie. My natomiast wskazaliśmy na niego i głośno się zaśmialiśmy.
Siedzieliśmy na kanapie z aluminiową puszką, przed telewizorem. Na ekranie leciał jakiś beznadziejny horror. Wszędzie lała się krew, flaki fruwały niczym gołębie na mieście, a oczy martwych patrzyły obojętnie, prosto przed siebie. W pewnym momencie Baekhyun nie wytrzymał tego sadyzmu i przełączył na inny program. Zaśmiałem się z niego, kiedy jego ciało zadrżało. Chen wywrócił oczami i spojrzał niecierpliwie na zegarek, patrząc, która godzina wybiła. 02:27. Nie sądziłem, że jest tak późno. Fakt, Chanyeol już śpi i słodko chrapie, ale myślałem, że znudził go film. Zastanawiam się gdzie szlaja się Minseok z jego kolegą. Bardzo chciałbym go poznać. Skoro jest przyjacielem tak fajnej osoby, jaką jest Xiu to musi być równie śmieszny i sympatyczny. No i zapewne urodą nie grzeszy. Sardynki bardziej dbają o siebie, niż my sumy. Chociaż ja jestem tym odmiennym... Może to przez aktualne miejsce zamieszkania? Huh... może...
- I'm back motherfuckers! - usłyszeliśmy głośny trzask drzwi i huk, który zastąpiony był głośnym śmiechem. Do pokoju przyszedł Minseok, który bez zastanowienia usiadł mi na kolanach i przytulił się do mnie. Skrzywiłem się czując alkohol z jego ust. Chłopak po chwili wstał i pociągnął mnie za sobą oraz ruszył w stronę swojego kolegi.
- A to jest mój kooooochany Hyunwoo! - pocałował mnie w policzek, a następnie oderwał się ode mnie i wtulił się w ramiona jego przyjaciela - A to jest przekoooochany Joonjae! Hyunnie, Joonnie... Poznajcie się! Albo nie... przytuuulcie! Tulenie to taki fajny i miły gest! Hyunnieeeee! przytul go, nooo! - Jęknął pijany Minseok i zatoczył się do salonu, pozostawiając mnie sam na sam z nowo poznaną mi osobą. Był niskiego wzrostu, brązowa grzywka opadała mu na czoło, a wielkie oczy i usta zajmowały połowę jego twarzy. był przystojny, ale... coś mi w nim nie pasuje. Tylko nie wiem co...





~~~
Przepraszam za długą nieobecność, ale nie byłam pewna co do tego fanfiction. 
Dziękuję jednak za wszelkie wsparcie :)

środa, 29 kwietnia 2015

Rozdział 3

Perspektywa Kyungsoo *
- Agencie 2153 wykonałeś kawał dobrej roboty, jestem dumny. - powiedział łysy niczym kolano mężczyzna dopalając resztę tytoniu w biało-pomarańczowej tutce i rzucił papieros na ziemię przez uchyloną, czarną szybę samochodu. Zaśmiałem się kręcąc w dłoni zakrwawiony nóż niewielkich rozmiarów. W aucie panowała grobowa cisza. Słychać było jedynie odgłosy silnika i nasze nierówne oddechy.
- Niech suka cierpi. Nie chciała powiedzieć, to niech gnije obok ciała swojej płaskiej córki w kałuży krwi. Boję się, że te nacięcia były zbyt płytkie i małe, przez co krwi będzie mniej. Chociaż... kto wie? Wykrwawi się w ciągu jednej do dwóch dób. Tak sądzę, a ja przecież się nie mylę. - zaśmiałem się poprawiając oklapłe na czole brązowe włosy. Jestem gnojem bez uczuć, owszem, ale w życiu to bardzo przydatna cecha. Ktoś ci zalazł za skórę, zastrzelisz go. Uważam, że posiadanie broni jest super sprawą, bo w tym momencie masz władzę nad wszystkimi. Boją się ciebie. Patrzą na ciebie oczami pełnymi przerażenia i błagają cię o przebaczenie. A kto ja jestem? Jezus? Nie uzdrawiam, nie wybaczam, nie "cuduję". Zabieram innych z tego świata, uwalniam od innych cierpień... w sposób brutalny. Przykładam pistolet do skroni i strzelam. Stoję w oknie, budynku naprzeciw twojego i strzelam. Stoję za tobą i strzelam. A ty? Ty nie masz odwagi się ruszyć, wykonać jakikolwiek ruch, boisz się mnie dotknąć, spojrzeć na moją ponurą twarz z martwym wzrokiem. Nie dasz rady krzyknąć i wołać o pomoc, bo lada moment będziesz topić się w kałuży czerwonej cieczy o przyjemnym zapachu.
- Jutro wieczorem masz coś do zrobienia, pamiętasz?
- Zabicie kolejnego suma, który pałęta się po Seulu? Pamiętam.
- To jej syna masz dziś zabić. - rozkazał surowym tonem, wskazując palcem którędy kierowca ma jechać.
- Ciekawe czy jest tak samo szpetny jak matka i taki gruby jak wujcio. - zaśmiałem się cicho.
- Nie zobaczysz jego twarzy. Zabijesz go, po ciemku, wyłączając światło w jego pokoju. Mieszka z czwórką innych typów, których masz nie ruszać. Są to niewinne... Huh, "sardynki", które nie mają bladego pojęcia kogo trzymają w domu. Więc powtórz, jaka jest twoja dzisiejsza misja Kyungsoo? - zapytał ironicznie mężczyzna, biorąc do ręki butelkę drogiego whisky i odkręcił korek, odrywając od niego akcyzę, wypijając ok 63ml za jednym razem, w ciągu 6 sekund.
- Pobawić się elektryką w jego pokoju, wbić do niego i pobawić się z jego czaszką i moim pistoletem oraz wyciąć z jego brzucha czip oraz przynieść go sierżantowi. Zajmie mi to około dziesięciu minut? Nie... sześć wystarczy. - Powiedziałem na jednym wdechu i założyłem na uszy czarne słuchawki puszczając piosenkę od Bastarz "Conduct Zero". Oparłem głowę o szybę i zamknąłem oczy, czując jak Morfeusz bierze mnie w swoje objęcia.
* Perspektywa Jongina *
- Hyun? Śpisz? - zapytał nieśmiało Chanyeol wchodząc do mojego pokoju. Otworzyłem oczy i odruchowo podniosłem się z ziemi. Na skutek nieuwagi przyjebałem z całej siły w sztangę... nosem.
- Kurwa! Znowu?! - złapałem się za nos odchylając głowę w tył, próbując zahamować krwotok. Chan pobiegł w kierunku kuchni i po paru sekundach wrócił, kucając przy mnie. Owinął kostki lodu, które przyniósł w moją koszulkę, która leżała najbliżej niego. Złapał tył mojej głowy i położył ją na swoim udzie. Przyłożył delikatnie okład do mojego nosa, przez co syknąłem cicho.
- A ja cię chciałem na piwo do salonu zaprosić... - zaśmiał się cicho. Chanyeol to jedyna osoba, ze wszystkich lokatorów z którą mogę porozmawiać na każdy temat. Jest zabawny i sarkastyczny, czyli taki jak ja. Do tego lubi dużo popić, a gdy się upijemy, to potrafimy odwalać takie rzeczy, których na trzeźwo byśmy nie zrobili. Ostatnio tańczyliśmy do piosenek lecących w radiu i śpiewaliśmy do jego własnych kompozycji. Można powiedzieć, że byłby jedyną osobą na świecie, której bym nie zabiłbym bez wyrzutów sumienia. Śniłby mi się po nocach i tęskniłbym za nim.
- Ktoś powiedział piwo? Wiesz... chyba już mnie ten nos nie boli. Daj tampona od Baekhyuna i idziemy się schlać w trupa! - zaśmialiśmy się cicho. Chanyeol przeczesał dłonią moje włosy i poczochrał je.
- Uważaj na siebie kretynie, bo za niedługo w tym pokoju umrzesz i co wtedy? Może nie przyjdę tu z pytaniem czy chcesz się napić. Oh Hyunwoo, hyunwoo... co ja bym bez ciebie zrobił? - Westchnął Chanyeol, patrząc gdzieś w dal. Zaśmiałem się cicho i przybliżyłem swoją twarz do jego ust.
- Piłeś już coś? - położyłem głowę na jego udzie i ponownie się zaśmiałem. Uniosłem dłoń do góry i poczochrałem go. Gdyby w tym momencie do pokoju przyszedł Byun... i ja i Chan bylibyśmy martwi. Wyglądamy z perspektywy osoby trzeciej jak para pedałów. Ja, pływam palcami w jego włosach, a on, trzyma moją głowę na kolanach i oboje uśmiechamy się do siebie, patrząc w oczy. Śmierdzi gejownią, prawda?
- Dalej krwawisz? - odłożył okład od mojego nosa i przechylił moją głowę do przodu. Przejechałem palcem wskazującym po nosie i po chwili spojrzałem na niego. Był czysty. Zmieniłem pozycję z leżącej na siedzącą i przeniosłem swój wzrok na twarz Chanyeola.
- To jak, piwo? - zachichotałem cicho. Park wstał i podał mi rękę. Złapałem ją i dzięki jego pomocy wstałem na równe nogi. Otrzepałem się z kurzu i brudu, który osiadł na moich ubraniach. Ruszyliśmy w stronę kuchni. Usiadłem na jednym z 6 krzeseł i obserwowałem Chanyeola, który szukał piwa w lodówce. Podrapał się po głowie i wyciągnął koju. Postawił butelkę na stół i wrócił się po 5 kieliszków. Wskazał palcem wskazującym na szklane naczynia i alkohol i powędrował do sypialni reszty współlokatorów. Wrócił z nimi w momencie, w którym skończyłem nalewać cieczy do ostatniego kieliszka. Chłopcy rozsiedli się na krzesłach oraz przysunęli do siebie małe szklanki z cudowną zawartością.
- A może wymyślilibyśmy sobie jakieś ksywki? - powiedział Minseok, patrząc na nasze twarze, które przytakiwały mu.
- Zacznijmy od... Jongdae! - wskazał na niego Baekhyun.
- Chen? - powiedziałem po chwili zastanowienia.
- Brzmi super! Ale czemu akurat Chen? - zapytał Jongdae z, tak zwanym, bananem na ustach.
- Bo... Chen kojarzy mi się ze słowem "kamień", a ty jesteś twardy jak głaz. To znaczy... wytrzymujesz z nami, pomimo tego, że jesteśmy dziwni. - zaśmiałem się. Baekhyun uderzył mnie w ramię.
- Sam jesteś dziwny! A mnie jak nazwiecie?
- Bacon, a czemu? Bo... Bacon brzmi podobnie do twojego imienia i... twoje policzki są tłuściutkie jak dwa bekony. - zaśmiał się Chanyeol, naciągając jednego z nich. Byun zarumienił się i zaczął bawić się palcami.
- A ty będziesz... Skrzatem! Bo skrzeczysz pod prysznicem i masz takie uszy! - wystawił mu język, odwracając się do "skrzata" plecami.
- Eh... Propozycje dla Minseoka? - wywrócił teatralnie oczami Chen i wskazał dłonią na twarz brata.
- Hmmm... Xiumin? Xiu, ponieważ używasz xiuxiu do edytowania zdjęć i robisz to nałogowo, a Min? Bo MINseok. Xiumin brzmi idealnie. - powiedział Chanyeol, trzymając kciuk i palec wskazujący na brodzie. - Teraz nadeszła pora na Hyunwoo!
- Kai pasuje idealnie! Kojarzycie tą bajkę "królowa śniegu" od Andersena? Opowiada o chłopcu, który ma na imię Kai, któremu do serca wpadł kawałek szkła z lustra królowej śniegu, przez co stał się chłodny i oschły, między innymi do jego przyjaciółki Gerdy, która za każdą cenę starała się aby 'stary Kai' powrócił. Gdy wzruszył się różą, którą Gerda trzymała w kieszeni, kawałek szkła wypłynął z jego oka razem z łzą i chłopiec znów był uśmiechnięty, wesoły, pełen sił do życia. Tak samo jest z Hyunwoo. Kiedy ma zły dzień, każdy robi wszystko co w jego mocy, aby jego uśmiech ponownie zawitał na tą przystojną twarz. - powiedział Chen. Zrozumiałem jak bardzo ważny dla nich jestem. Spojrzałem na niego ze szczerym uśmiechem. Wstałem z krzesła i ruszyłem w jego stronę. Schyliłem się oraz przytuliłem go. To mój pierwszy, nieudawany uśmiech odkąd pojawiłem się w Seulu. Nienawidziłem ich. Nienawidziłem tego kraju. Dalej mam do tego wszystkiego niesmak. Ze skrzywieniem na twarzy patrzę na osoby przychodzące do kawiarni. Czasami poroztrzelałbym ich wszystkich. Dzisiaj coś we mnie pękło. Jakby szkło, które mieszka w moim sercu wypłynęło przez mój uśmiech. Nigdy w życiu nie usłyszałem takich słów. Są i będą dla mnie bardzo ważne. Poklepałem go po plecach i poczochrałem jego brązowe włosy, które nie wyglądały dziś ładnie.
- Dzięki stary... - uśmiechnąłem się w jego stronę raz jeszcze i stanąłem  przed swoim krzesłem. Chwyciłem w dłoń kieliszek i uniosłem go. Chłopcy również podnieśli swoje dupska i szklane naczynia - za nas. - przysunąłem kieliszek do środka koła. Stuknęliśmy się małymi szklaneczkami i wypiliśmy ich całą zawartość za jednym razem. Usiedliśmy znów na krzesłach i nalałem po jeszcze jednej kolejce. W sumie... oni nie są tacy źli, z zachowania oczywiście. Do sardynek pałam nienawiścią i zabiłbym ich wszystkich w ciągu kilku sekund, ale do nich miałbym jakieś zawahanie, niepewność. Lubię ich jako Hyunwoo, nienawidzę ich jako Jongin.

czwartek, 23 kwietnia 2015

Rozdział 2

Dochodziła godzina 20, a to oznaczało, że musimy już zamknąć kawiarnię. Krzesełka położyliśmy na stolikach, powycieraliśmy wszystkie plamy i zabrudzenia z dzisiejszego dnia, pozmywaliśmy naczynia, włożyliśmy je do szafek i opuściliśmy lokal, kierując się w stronę bloku, w którym mieszkaliśmy. Z zewnątrz był to zwykły, szary budynek, który wyglądał jak każdy inny. W środku każde pomieszczenie wyglądał inaczej. Pokój Xiumina jest bardzo schludny. Jasne ściany, brązowe meble i panele. Dwuosobowe łóżko, tysiące szafek z ciekawą zawartością i ogromny telewizor, PS4, zestaw gier oraz wiele filmów o różnej tematyce. Od filmów przyrodniczych, przez komedię, pornosy, sci-fi, na romansach kończąc. Sypialnia Chanyeola była zupełnie inna. Po podłodze turlały się butelki po wódce i puszki po piwie. Czarno-czerwone ściany, czarne panele i, co dziwne, białe meble. Rzeczą charakterystyczną dla jego pokoju jest ściana z plakatami przeróżnych gwiazd hip-hopu oraz jego zdjęcia z przyjaciółmi, rodziną. Na biurku od zawsze leży sterta białych kartek z jego tekstami, które opowiadają o miłości. Ścierwo. Pokój Jongdae był... dziwny. Pomarańczowe ściany z szarymi elementami i krzyżem oraz obrazami, obrazkami najważniejszych ludzi dla kościoła i chrześcijaństwa. Jednoosobowe łóżko stało obok półki pełnej książek. W lewym rogu pokoju Kim zrobił sobie ołtarzyk ze świeczkami, zdjęciem Jezusa, wodą święconą i biblią. Nigdy go nie zrozumiem... Sypialnia, która należała do naszego pedałka była koloru fioletowego z białymi meblami i osobną łazienką. Większą część jego pokoju stanowiła ogromna szafa z niezliczoną ilością ubrań. Jego łazienka była zwykłą, małą łazienkę. Białe kafelki, prysznic, muszla toaletowa, umywalka z wielkim lustrem oraz szafka niemałych rozmiarów,w której znajdowały się przeróżne kosmetyki, o których wcześniej nie miałem pojęcia. Ale... przejdźmy do mojego pokoju. Szare ściany zapełnione były różnymi plakatami i gazetami, małe łóżko, mała szafa oraz małe biurko. Większą część mojego pokoju stanowił sprzęt do ćwiczeń. Bieżnia, sztangi, gryfy, ekspander i kilka innych "eksponatów". W szafce zazwyczaj trzymam sejf z niebezpieczną zawartością, czytaj z bronią. To dla mnie najważniejsze rzeczy, więc dlatego trzymam je w sejfie pod stertą ubrań. Gdyby któryś z chłopaków dowiedział się o moim prawdziwym życiu, to każdy musiałby umrzeć. Nie, nie robi to na mnie większego znaczenia. Zabiłem w swoim życiu wiele osób, w różnym wieku, z różnych powodów. Byłbym gotowy podejść do każdego z nich, wsadzić im pistolet do gardła i naciskąć za spust. Żadna sztuka. Wystarczy tylko pewność siebie i zdecydowanie w tym co się robi, a reszta już pójdzie gładko. To brutalne? Chore? Ależ skąd! Przecież każdy z nas marzył o śmierci chociażby jednej osoby, prawda? Ja nigdy o niczym marzę, ja wszystko realizuję.

~_~_~

- Dajcie mi jedzenieeeee! - jęknął Minseok czując burczenie w brzuchu. Baekhyun zaśmiał się i dolał białego wina na patelnię.
- Moment! Dopiero krewetki tu dałem,a muszą kilka minut się smażyć.
- To przyśpiesz to jakoś... - złapał się za brzuch starszy brat Kim i zgiął się w pół kładąc głowę na stół, jęcząc z głodu.
- Przecież chwilę temu jadłeś ramen! Jak mogłeś stać się głodny w ciągu 30 minut? - pokręcił głową Jongdae i głośno westchnął.
- Co ja poradzę, że tak bardzo kocham jedzenie, a patrząc na te krewetki to... waaaaaah! - stęknął uderzając kilka razy głową w stół.
- Chyba nie chcesz być gruby tak jak wcześniej?
- Mogę być tak szeroki jak szafa Baekhyuna, ale nigdy głodny! - spojrzał na Jongdae z dołu, szczerząc się widząc jak bardzo młodszy brat się irytuje.
- Co tu tak śmierdzi? - do kuchni wszedł Chanyeol ze skrzywioną miną. Każdy spojrzał na każdego, wdychając powietrze.
- Ja się myłem, na mnie nie patrz! - Oburzył się Minseok.
- Ale... nie o to chodzi... czuje ktoś... zepsutą, starą rybę?
- Baekhyun robi krewetki... - spojrzałem na Chanyeola i Byuna. Baek odwrócił się ze złościa na twarzy i rzucił patelnią na stół oraz opuścił kuchnię. Chan pobiegł za nim wołając jego imię i przepraszał go. Minseok podniósł głowę i skierował wzrok na danie przyrządzone przez pedałka. Wstał z miejsca nakładając danie do miski. Chwycił krewetki i ryż w swoje pałeczki. Żuł to przez parę sekund, ale po chwili wypluł wszystko co miał w buzi krzywiąc się.
- Nie jestem już głodny... - powiedział Seok siadając na swoje krzesło.  - co z tym zrobimy?
- Jeżeli wyrzucimy to przez okno na trawnik to mamy pewność, że w ciągu nocy, kilku dni ptaki i bezdomne psy przyjdą to zjeść. Możemy to również wyrzucić do śmieci, ale Baekhyun skapnąłby się, czując ten zapach. Moglibyśmy też pójść pod most i dać to "coś" bezdomnym. Albo powiedzmy Byunowi, że to było obrzydliwe i złammy mu serce - powiedziałem to wszystko na jednym wydechu bawiąc się metalową pałeczką obracając ją wokół palców. Jongdae wywrócił teatralnie oczami.
- Naucz mnie tak myśleć! - powiedział i zaśmiał się Minseok.
- To tylko myślenie na głos i wypowiadanie swoich pomysłów, które przyjdą ci na myśl w 2 sekundy. Nie patrz tak na mnie, mówiłem, że jestem dziwny! - Uniosłem ręce do góry i poszedłem do swojego pokoju. Rzuciłem się na łóżko i przeczesałem włosy dłonią. Nie umiem przestać myśleć o tym psycholu z mojej okolicy. Może nim być każdy. Na myśl przychodzi mi Minseok, bo ma duże oczy i jest niski. Wspomniał, że chce myśleć tak jak ja, ale w tamtym momencie nie myślałem o niczym, więc skąd on mógł widzieć jak ja myślę? Do tego momentu wszystko składa się w jedną całość, ale te plany rujnują dwa, małe szczegóły. Jednym z nich jest fobia z powodu ciemności. Drugim jest fakt, że Seok mdleje na widok malutkiej kropelki krwi, więc nie mógłby zabijać. Do tego nie miałby kiedy, bo albo imprezuje, albo rucha, albo śpi. Więc Minseok w 400% odpada. Reszta? Reszta do niczego się nie nadaje.


~_~ Korea Północna ~_~
*Perspektywa matki Jongina*


- Gdzie on jest?! - zapytał mnie wysoki, umięśniony, łysy mężczyzna.
- Nie mam bladego pojęcia - powiedziałam przez łzy tuląc swoją dziewięcioletnią, płaczącą córkę do piersi. Dwóch innych mężczyzn zrzuciło szary telewizor z szafki na ziemię, co spowodowało większą panikę w pomieszczeniu. Córka przytuliła mnie jeszcze mocniej i zaczęła odmawiać po cichu różaniec.
- Powiesz gdzie on jest czy zabić ci córkę? - krzyknął ten sam człowiek wyciągając spod marynarki pistolet. Moja córka zaczęła płakać jeszcze bardziej, krzycząc moje imię. Pogłaskałam ją po głowie, by chociaż trochę się uspokoiła.
- Ja naprawdę nie wiem gdzie on jest! Nie widziałam go od trzynastu lat... pamiętam go jak był w jej wieku... Panowie, zrozumcie mnie... - wytarłam z twarzy łzy klękając na kolana. Najniższy z nich popchnął mnie na ziemię, a drugi zaczął szarpać moją córkę.
- Jongju!*
- Mamo! - powiedziała wyciągając w moją stronę nóżki i rączki, próbując uwolnić się z rąk obleśnego mężczyzny. Chciałam wstać, ale ręce bruneta były dla mnie zbyt silne, a do tego dostałam z pięści w twarz.
- Powiesz w końcu gdzie on jest?! Masz trzy pierdolone sekundy! - załadował broń, kierując lufę w stronę głowy mojej córki - Raz...
- Panowie ja...
- Dwa...
- ...nie mam bladego pojęcia!
- Trzy - mężczyzna podszedł do mojej córki i zdarł z niej niebieską sukienkę oraz rzucił materiał na ziemię. Przyłożył broń do twarzy Jongju i bez wachania nacisnął za spust. Głośny huk i krzyk mojej córki były zapowiedzią największego piekła w moim życiu. Najniższy mężczyzna rzucił moją córkę na ziemię i dla pewności wykręcił jej kark. Spojrzałam ma nagie ciało malutkiej Jongju, które leżało w kałuży krwi, która powiększała się z sekundy na sekundę. Opadłam na twarz płacząc i połykając własne łzy. Ona... była dla mnie wszystkim. Odkąd wódz zabrał mojego syna, a później zabił mojego męża cały świat się pode mną zawalił. Była iskierką w ciemnej jaskini prawdy życia. Była kropką nad 'i' w zdaniu 'miłość'. Jej głośny śmiech był ulubioną melodią moich uszu. Jej długie ciemne włosy lubiły przybierać postać warkoczyków. Oczy Jongju były jak dwie gwiazdy świecące na nocnym niebie, zawsze błyszczały i uśmiechały się do ciebie. Teraz straciłam wszystko. Syna, męża, córkę, siebie.
- Powiesz wreszcie gdzie jest twój syn? - powtórzył mężczyzna patrząc na mnie z pogardą i złością.
- Nie wiem... - złapałam kosmyk włosów mojej córki w dłoń, czując niebezpieczną bliskość mężczyzny i jego nierównomierny oddech na prawym policzku.


* Jongju - siostra Jongina (Tylko w tym fanfiction!)

Rozdział 1

Seul, 21.03.2015
List nr 853

 "Droga matko
Minęły już prawie trzy lata odkąd tu jestem, a ty dalej się nie odzywasz, nie piszesz, nie dzwonisz. Nie mam ci tego za złe, wręcz przeciwnie. Jestem pewien, że teraz ciężko pracujesz i nie masz na to czasu. W pełni cię rozumiem. Ja również mam wiele do roboty. Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie i wujka zła. Wierzę, że kontaktujesz się z nim oraz, że nie gniewasz się za to, że w wieku 8 lat wysłał mnie do szkoły wojskowej i nigdy z niej już nie wróciłem. Chciał mojego dobra. Nie wiem jak wyglądasz, ile masz lat, jaką masz pracę, ale jestem pewien tego, że po skończeniu tej misji wrócę do ciebie, do domu, do ojczyzny. Mam prośbę - jeżeli zatęsknisz spójrz w niebo, może ja też w nie patrzę. 
Kocham i całuję,
~ Twój mały Jongin"


 ~_~_~

Schowałem list pod łóżko, wzdychając na widok góry kopert. Usiadłem na podłodze chowając twarz w dłonie i westchnąłem raz jeszcze. Czuję, że nostalgia mnie pożera. Chciałbym wrócić, ale wiem, że nie mogę. Zabiłem równo tysiąc sto sześćdziesiąt dwie osoby, ale wiem, że muszę zabić ich jeszcze więcej, aż zrobi się czysto. Co ja wygaduję? Na świecie zawsze będą skurwiele, którzy zrobią wszystko by wykończyć swojego wroga z zagranicy. Ja tylko sprzątam i pracuję na rzecz kraju, a to przecież nic złego.

~_~_~

Wytarłem filiżankę białym ręcznikiem patrząc na wszystkie śmiejące się w pomieszczeniu osoby. Nie wiedziałem, że kawa potrafi tak rozweselić człowieka. A może to nie kawa, a jej twórca? Huh... wiem, że jestem zabójczo seksownym draniem, ale żeby powodować u kobiet taki przypływ euforii... to już staje trochę dziwne. Do lady podeszła trójka młodych dziewczyn. Jedna z nich miała około siedemnastu lat, 154 wzrostu i 12 centymetrowe szpilki, krótkie jeansowe spodenki i przydługawy T-Shirt. Druga wyglądała na starszą o 2 lata. Ta natomiast była naturalnie wysoka. Miała może z 167 centymetrów wzrostu? Była bardzo chuda. Założę się, że nie ważyła więcej niż 45 kilogramów. Trzecia była utlenioną brunetką, w wieku też dziewiętnastu lat. Była średniego wzrostu i jej figura była dosyć... przyciągająca. Długie, szczupłe nogi, szerokie biodra, duży biust, szczęka w kształcie litery "V" oraz brązowe oczy i śnieżnobiały uśmiech.
- Podać coś? - zapytał z uśmiechem Jongdae, stając przy kasie.
- Tak, poproszę dwie latte i dużą czarną. Wszystko na wynos - odpowiedziała najwyższa z nich z obojętnością w głosie. Zarzuciła długimi włosami do tyłu i chwyciła za portfel. Stanąłem do ekspresu z kawą spełniając zamówienia kobiet. Trzymając trzy kubki w dłoniach ruszyłem w stronę blatu z uśmiechem. Dziewczyny odwzajemniły uśmiech, poprawiając swoje fryzury. Postawiłem kubki i wróciłem do wcześniejszej czynności.
- Widziałaś jaki słodki?
- A ten jego uśmiech...
- Ja tam wolę jego ciemną skórę... - zaczęły fantazjować pomiędzy sobą, chichocząc i co chwilę obracając się w moją stronę.
- Boże, widzisz i nie grzmisz - przeżegnał się Kim patrząc w sufit - nawróć je, póki jeszcze na to czas...
- Więcej luzu, kotek! To tylko 3 śliczne dziewczyny, co w nich było nie tak? - zapytał z rozbawieniem w głosie Minseok, który wyciągał ze zmywarki filiżanki, talerzyki i widelczyki do ciasta.
- Widziałeś ich kontrowersyjny wygląd? Bracie, ja nie wiem jak ty na nie patrzyłeś, ale ty też możesz się nawrócić! - pogroził mu palcem. Starszy z nich pokazał język i zaśmiał się pod nosem.
- Ty to masz stary branie... - poklepał moje ramię Chanyeol.
- Żadna szparka się przede mną nie zamknie - zaśmiałem się, dając mu filiżankę do ręki. Może to wygląda na wspaniałą pracę, fajnych znajomych, ale ja nie potrafię na to wszystko patrzeć z tej strony. Te laski... może i byłyby dobre na jedną noc, ale na nic więcej liczyć nie można. Praca? Jest dobrze płatna, ale zdarzają się ludzie, którzy wykłócają się o byle co i niszczą ci dzień. Nie cierpię takich. A ludzie z którymi pracuję... są znośni, ale do czasu. Najbardziej wkurwiają mnie te braterskie pseudo-kłótnie, które zawsze opierają się na religii. Z resztą... jakakolwiek kłótnia z Jongdae będzie kłótnią i kazaniem o Bogu. Jego matce chyba nie udało się dokonać aborcji, no ale co ja zrobię? Muszę tu gnić i czekać aż coś się wydarzy i wrócę do kraju.
- Gdzie jest Baekhyun? - zapytał Minseok, który usiadł na krześle popijając małe capuccino. Chanyeol ruchem głowy wskazał na łazienkę, a to oznaczało, że nasza piękność robi sobie makijaż. Wywróciłem teatralnie oczami i rzuciłem biały ręcznik na blat. Oparłem się o ścianę i wziąłem swój telefon w dłoń. Był on najważniejszą rzeczą, którą kiedykolwiek posiadałem. To dzięki niemu dostaję nowe powiadomienia i zlecenia. Gdybym zgubił telefon, byłbym prawdopodobnie martwy.
- Gdzie do cholery jest mleko? - spanikował Baekhyun i zaczął biegać jak głupi.
- Zgaduję, że w lodówce... - westchnął Chanyeol i wziął do ręki długopis oraz kratkę, pisząc na niej teksty do piosenki.
- Tak sądzisz Channie? - uśmiechnął się Baekhyun patrząc z pożądaniem na elfa.  Ruszył w stronę lodówki, wziął kartonik z mlekiem i odkręcił go, cały czas patrząc na wysokiego bruneta. Niestety. Potknął się o moją nogę i wylał ciecz na spodnie Seoka.
- Kurwa! - uderzył go otwartą dłonią w tył głowy - wycieraj to! - wskazał na krocze i podał mu opakowanie chusteczek.
- Wybacz! - kiwnął głową Baekhyun i wyciągnął białą szmatkę i rozłożył ją. Przyłożył ją do uda chłopaka. Minseok wydał z siebie cichy pomruk kiedy chłopak zaczął pocierać tą szmatką, by plama wsiąkła do materiału.
- Mocniej! Może wyschnie szybciej... - laluś posłuchał starszego pocierając chusteczką szybciej i mocniej. Min odsunął głowę do tyłu uśmiechając się do samego siebie. Kroczę starszego stało się pęczniejsze, a spodnie jakby ciaśniejsze. Jongdae spojrzał na nich z obrzydzeniem na twarzy.
- Co wy robicie?!
- Wycieram mleko! - Natychmiastowo wstał Baekhyun patrząc na Jongdae z lekkim przerażeniem i zamieszaniem na twarzy.
- Idioci! W ten sposób nic nie osiągniecie! Minseok, idź przebierz te spodnie, a ty Baekhyun... - westchnął kręcąc głową w geście zażenowania. - Powycieraj to...
- Jesteś uroczy - zaśmiał się Chanyeol patrząc na swojego adoratora. Baekhyun przygryzł dolną wargę i zarumienił się. Chan wrócił do poprzedniej czynności, a Byun musiał wycierać to co przed chwilą wylał.
Drzwi do kawiarni otworzyły się, a do środka wszedł mój dobry znajomy ze szkoły wojskowej, Oh Se Hun. Został wysłany w tym samym celu do Seulu 13 września 2013 roku. Na swoim koncie ma czterysta siedemdziesiąt trzy osoby, z czego o dwadzieścia jeden czipów mniej. To on oprócz mojego telefonu informuje mnie o nowych agentach wysłanych do kraju sardynek jak i o ludziach, którzy mogą stwarzać zagrożenie. Usiadł przy jednym z siedmiu stolików i zawołał mnie do siebie kiwnięciem głowy w tył. Wyszedłem zza lady i usiadłem obok niego.
- Mamy problem... - powiedział szeptem, zbliżając się do mnie by nikt inny oprócz nas dwóch nie słyszał tej rozmowy.
- O co chodzi?
- Sardynki wysłali na nas młodego, zamaskowanego, niskiego mężczyznę, któremu wszczepili do mózgu czip i zaprogramowali go tak, że potrafi czytać w ludzkich myślach, omotać ci w głowie i przewidzieć twoje ruchy. Czyli ma lepiej poukładane w głowie od ciebie. Ale jest na niego jeden hak. Otóż jeżeli zaczniesz mówić co innego i myśleć o czymś innym to chłopak nieźle się zamiesza i nie będzie w stanie przewidzieć twoich ruchów. Nie znam dokładnie jego numeru, imienia czy też ksywki, ale wiem, że jest studentem i nadal się uczy. 173 na 60. Biegnie do pięćdziesięciu siedmiu kilometrów na godzinę, jest w stanie unieść 94 kilogramy i jest jednym z najlepszych południowokoreańskich snajperów, celność z broni krótkiej 7,5/10, a z długiej 8,5/10. Nie jest tak dobrze wysportowany jak ty i tu masz przewagę. Jest psychiczny, uważaj na niego. Ktoś musi zdobyć jego czip, a tylko ty mu dorównujesz, więc najbardziej wierzymy w ciebie. - odsunąłem się od chłopaka, dokładnie analizując słowa, które właśnie powiedział. Niski psychol, z dobrym okiem... brzmi groźnie. Jeżeli jest niższy, to jest zwinniejszy, ale nie koniecznie silniejszy.
- Dam radę. Wiadomo gdzie "grasuje"? - zapytałem oblizując wargi.
- W twojej okolicy.
- Jakieś znaki charakterystyczne?
- Zabija w nocy gasząc światła tylko w jednym pokoju, albo strzela ze snajperki... albo odwiedza cię i strzela z bliska. Nikt nigdy nie widział jego twarzy. Wiadomo tylko, że ma duże oczy i martwy wzrok. - westchnąłem głośno i podrapałem się po głowie. Nie boję się spotkania z nim. Niczego się nie boję. Każdy, nawet najsilniejszy człowiek świata ma jakiś słaby punkt. Jego słabością jest myślenie, a ja w manipulowaniu ludzkim mózgiem jestem mistrzem. Wystarczy, że zmarszczysz brwi podczas myślenia, a ja już zapanuję nad twoim mózgiem. Rozszyfruję go i przelecę twoją przeszłość w kilka sekund. Jestem nieustraszonym gnojem, który zrobi wszystko dla dobra swojej ojczyzny i cierpienia sardynek. Jedno naciśnięcie za spust, o jeden problem mniej.
- Uważaj na siebie Jongin... - brunet wstał z krzesła i opuścił lokal. Westchnąłem ciężko i wstałem z krzesła, udając się w stronę lady.
- Hyunwoo, wszystko w porządku? Wyglądasz na zmartwionego... - zapytał Jongdae przyglądając się mojej twarzy z uwagą.
- Tak, po prostu miałem za sobą trudną rozmowę. Wiecie, interesy - zaśmiałem się, ale w głębi duszy nie było mi do śmiechu.

Prolog

Prawdziwę imię: Kim Jong In
Miejsce urodzenia: Phenian, Republika Korei Północnej
Data urodzin: 14.01.1994
Wzrost i waga: 182 cm/65 kg
Umiejętności: celność w strzelaniu z pistoletu, karabinu i łuku, opanowanie sztuk walki, szybkie bieganie, zwinność, biegłe porozumiewanie się w pięciu językach.
Misja: Zamordowanie oszustów, zdrajców oraz wszystkich, którzy wiedzą o zadaniu i zdobycie ich czipów
Numer: 18593
Nowa tożsamość: Park Hyun Woo
Nowe miejsce zamieszkania: Seul, Korea Południowa
Rozpoczęcie misji: 27 listopad 2013
Długość misji: NIEZNANE

Ukończyłem dziesięcioletnie szkolenia i nauki w sekretnej szkole wojskowej od służb specjalnych w Korei Północnej. Jako jeden z wielu tysięcy agentów zostałem wysłany do Korei Południowej, aby wyeliminować z tego świata ludzi, którzy wiedzą ciut za dużo. Będąc krewnym wodza mojego narodu, Kim Jong Una, jestem zobowiązany do częściowego panowania i rządzenia agentami, którzy są rozesłani do kraju sardynek*. Fakt, jestem młody, ale w życiu przeszedłem wiele i wiem jak rozsądnie rządzić ludźmi.
Prowadzę podwójny tryb życia. Rano: pracuję w kawiarence, wieczorem: przesłuchuję i zabijam. Brzmi dziwnie, prawda? Pracownik jednej z najpopularniejszych i najczęściej odwiedzanych kawiarni w Korei Południowej morduje z pozoru niewinne osoby, ale też serwuje innym pyszną kawę. Huh, dobry temat do napisania książki, nieprawdaż?
Wynajmuję wraz z czterema naiwnymi i idiotycznymi sardynkami mieszkanie w bloku. Park Chanyeol, Byun Baekhyun, Kim Minseok i Kim Jongdae.

PARK CHAN YEOL : ukończył szkołę artystyczną w Seulu, z zamiłowania raper, tancerz. Wmawia sobie, że dzięki jego uszom wygląda jak uroczy elf. Co miesiąc farbuje włosy, bo szybko zaczął siwieć. Fetysz? Alkohol.
KIM MIN SEOK: Brat Jongdae. Jeden z najbardziej uwielbianych pracowników i kelnerów w naszej kawiarni. Zawsze uśmiechnięty i pogodny. Nienawidzi bałaganu i brudu. Babiarz, seksoholik. Z każdej imprezy wraca z panienką.
KIM JONG DAE: Brzydki, wychudzony brunet, który co chwilę na coś narzeka. Nie pije, nie pali, nie ćpa. Praktykujący katolik, kochający czytać książki o 2 w nocy. Prawiczek.
BYUN BAEK HYUN: Perfekcjonista, optymista, dobra dusza. Codziennie nakłada na siebie tonę kremu BB, eyelinera i ciemnych cieni do powiek. Niegdyś zarabiał poprzez nierząd, przebierając się za kobietę. Potajemnie podkochuje się w Chanyeolu.

Są łatwi do rozszyfrowania. Wystarczy obserwować te cztery puste łby przez dokładnie 30 minut, by dowiedzieć się o nich wszystkiego. Pomimo różnych cech charakteru, dalej są tacy sami. Są egoistami i narcyzami, nie wiedzą co to skromność lub "ludzkie uczucia". Nie przechodzili przez ból i mękę. Nie płakali z tęsknoty za rodziną, nie bili się w obronie wodza, nie wylewali litrów krwi na ćwiczeniach i nie zmęczyli się biegając 40 kilometrów dziennie. Nie mam szacunku dla ludzi, w uciskających, kolorowych spodniach, jasnym sweterku, butach za 100$ i tapetą na ryju. Nie są mężczyznami i nigdy nimi nie będą. Jako machina stworzona do zabijania, wiem, że w życiu trzeba liczyć tylko na siebie, bo przyjaciel prędzej lub później odejdzie. My, sumy**, prędzej czy później wyrastamy z wieku, w którym byliśmy małymi chłopcami i stajemy się dojrzałymi mężczyznami.



*sardynki - obywatele Korei Południowej. Tak ich nazywają agenci i żołnierze z Korei Północnej (tylko w tym fanfiction!)
**sumy - obywatele Korei Północnej. (Tylko w tym fanfiction!)

BOHATEROWIE, OPISANI SĄ TUTAJ