Polecam zajrzeć TUTAJ (kliknij, aby przejść). Opisałam tam wszystkich głównych bohaterów, po prawdziwym imieniu i nazwisku, jak i tym fałszywym. Mam nadzieję, ze niektórym to ułatwi czytanie.
- Trochę niezręcznie się zrobiło - zaśmiał się chłopak. Był całkiem uroczym, niskim brunetem o dużych brązowych oczach i "prostokątnym" uśmiechu. Miał na sobie granatowy sweterek z wystającym białym kołnierzem, ciemne, wąskie spodnie i białe buty z nike. Odrażający zapach alkoholu przesiąkł(?) jego ubrania, aczkolwiek mimo tego smrodu, chłopak wyglądał na trzeźwego - Jestem Joonjae! - wyciągnął dłoń w moją stronę.
- Hyunwoo - uśmiechnąłem się do niego oraz potrząsnąłem naszymi splecionymi dłońmi - Jak podoba ci się nasze mieszkanie?
- Wiesz... Jestem tutaj od trzech minut i nie ruszyłem się z tego pomieszczenia, ale przedpokój macie niezły. - nawilżył swoje usta oraz kontynuował wypowiedź - może pokazałbyś mi gdzie będę dziś nocował i w ogóle, hm? Bo Minseok nie da rady. - wskazał palcem na nasz salon i zaśmiał się. Sytuacja, w której znajdował się Xiu była komiczna. Xiumin w połowie siedział, w połowie leżał na drewnianym krześle, powoli zasypiając, a Chen stał nad nim, groził mu palcem, machał rękami, krzyczał na niego... Po prostu nawracał go lepiej niż najbardziej wierzący na świecie ksiądz. A Chanyeol i Baekhyun już dawno opuścili pokój i zniknęli w mieszkaniu.
- Jasne, chodź. - uśmiechnąłem się do niego i zacząłem go oprowadzać po mieszkaniu. Najbliższym pokojem należał do Chanyeola. Zapukałem grzecznie i za pozwoleniem weszliśmy do jego pokoju. Zastaliśmy tam nie tylko elfa, a również i Baekhyuna, który leżał na jego ramieniu i wpatrywał się w ekran telewizora, jedząc przy tym popcorn.
- O hej! - uśmiechnęła się nasza diva i pomachała Joonjae, który najwidoczniej patrzył na nich z lekkim obrzydzeniem. Odwzajemnił uśmiech i spojrzał na mnie, wyraźnie dając mi znak że chce stąd iść. Zamknąłem drzwi i ruszyliśmy kolejno do pokoju Chena, Xiumina i Baekhyuna, następnie udając się do pokoju gościnnego. Było to malutkie pomieszczenie, aczkolwiek wystarczało to każdej zaproszonej do domu osobie. Rozkładane łóżko, szafa, szafki nocne i mała łazienka. Każdy czuł się w tym pokoju jak u siebie w domu, mam nadzieję, że jemu też będzie tutaj dobrze.
- Skromnie, ale się wyśpisz. To znaczy wcześniejsi goście się tu wyspali.
- A ty gdzie masz swój pokój? Jeśli można wiedzieć. - chłopak zachichotał i popatrzył na mnie.
- Tam, na końcu korytarza. - wskazałem palcem na swój pokój. - dobra, ja już będę lecieć, a ty czuj się jak u siebie. Jakbyś czegoś potrzebował to wiesz gdzie mnie szukać. Masz piżamę? - zjechałem z tematu i widziałem jak chłopak uderzył się otwartą dłonią w czoło. Zaśmiałem się cicho i złapałem go za nadgarstek i zaciągnąłem go do swojego pokoju.
- Nie no... wytrzymam w pół nagości. Bez koszulki mogę spać, a bokserki i tak muszą iść do prania. - chłopak chciał się jakoś wymigać, ale gdy ten zakończył swoją wypowiedź, to ja znalazłem szarą koszulkę i tego samego koloru dresy.
- Nie marudź! Możesz wziąć prysznic i się przebrać. Ubrania powinny być czyste.
- Nawet nie wiem jak ci dziękować! Dziękuję! - chłopak przytulił się do mnie. Zaśmiałem się głośno i odwzajemniłem uścisk. Cóż, chłopak wrócił z imprezy. Nie jego wina, że jest wstawiony!
* Kim Jongdae *
- Ty nieodpowiedzialny dzieciaku! Doprowadziłeś się do takiego stanu! Wiesz kogo mogłeś wprowadzić do domu? No wiesz? Nie wiesz! A czemu? Bo jesteś pijany! Przecież Jongin może być w niebezpieczeństwie! Gdy tylko wódz się o tym dowie... Co ty sobie myślałeś? Ty bękarcie! - otwartą dłonią uderzyłem go w policzek.
- Ej... O czym ty mówisz? Jaki Jongin? Jakie niebezpieczeństwo? Jaki wódz? Jongdae czy ty się dobrze czujesz? - Chłopak zaśmiał się i dotknął mojego czoła. Natychmiastowo złapałem i wykręciłem jego nadgarstek. Chłopak syknął.
- Myungbi, nie żartuj sobie!
- Jaki do cholery Myungbi?! Aishh... Chyba ten Jezus ci w głowie korbkę przestawił. A nie... Może ty masz schizofrenię? Chen, ty idź do szpitala!
- Agencie Myungbi, co się z tobą dzieje? - Powiedziałem pod nosem i westchnąłem cicho. Co z nim jest nie tak? Ma amnezję? Sklerozę? Nie... on był normalny! Może ktoś mu coś dosypał do drinka! Tyle się teraz mówi o pigułkach gwałtu! Co ja teraz zrobię! Może pobiorę wymaz do badania i w Północnej coś ustalą- Błagam... powiedz, że pamiętasz swój numer...
- 101-732-92... - nie pozwoliłem mu dokończyć i puściłem jego dłoń.
- Siedź tu. Zaraz wrócę... - On serio jest jakiś inny... Nie pamięta numeru, który dostał w wieku dwunastu lat. Nie mówię tu o numerze komórkowym, ale o takim, który dostaje każdy uczeń tajnych szkół wojskowych w Korei Południowej i Północnej. Sardynki mają w nim pięć cyfr, a my sumy o jedną więcej. W ten sposób można nas, agentów, od siebie odróżnić.
Pośpiesznie ruszyłem w stronę swojego pokoju i otworzyłem apteczkę, którą wcześniej schowałem pod łóżkiem. Wyciągnąłem z niej plastikowy patyczek z watą na końcu oraz malutki woreczek. Wróciłem do pokoju i rozkazałem mu otworzyć szeroko usta. Jak powiedziałem, tak zrobił. Włożyłem patyczek do jego buzi i pocierałem watą o jego policzki, język. Musiałem zdobyć jak najwięcej śliny. Z jego ust wydobywał się odrażający smród alkoholu. Słysząc głośne huki i roztrzaskane szkło wyjąłem patyczek z jego ust, schowałem go do woreczka i ruszyłem odruchowo do pokoju Jongina, próbując zachować spokój i być tym dziwnym Jongdae.
- Hyunwoo? Co tam się dzieje? Hyunwoo! - zacząłem pukać do jego drzwi, szarpać klamką, aby otworzył je.
- Nic się nie dzieje - zaśmiał się chłopak.
- To proszę, otwórz drzwi! Hyunwoo! - zamek przekręcił się, a tuż za nim wrota do królestwa Jongina się otworzyły. Chłopak wyglądał na zmęczonego. Odsunąłem go od drzwi i wszedłem do pokoju. Wyglądał tak jakby wparowała do niego bomba.
- Wytłumaczysz mi co się stało?!
- no... ćwiczyłem, gryf się przesunął i trochę się narobiło. Mam nadzieję, że nie obudziłem naszego...
- Co się stało? - Zapytał Joonjae z mokrymi włosami i ręcznikiem na biodrach.
* Kim Jongin *
Tuż po tym jak Joonjae opuścił mój pokój wziąłem szybki prysznic i poszedłem spać. Byłem już zmęczony, ale widząc jak mój telefon zaczął świecić i wibrować, podniosłem go i przyłożyłem do ucha.
- Halo, Jongin? Cel już jest w Seulu. - ze słuchawki słychać było głos Sehuna.
- Jak to "już jest"? Był gdzieś indziej? - zapytałem z zaciekawieniem i położyłem się na łóżku.
- Otóż... piiip... piiip... piiip... - w słuchawce rozległy się ciche piski oznaczające zakończenie rozmowy. Spojrzałem na wyświetlacz. "Długość rozmowy: 4 sekundy". Co jest? Próbowałem po tym zadzwonić do Sehuna jeszcze raz, ale za każdym razem odzywała się sekretarka. Podłączyłem telefon do ładowarki i położyłem się do łóżka. Czując chłód otuliłem się kołdrą i obróciłem się na bok.
- Otworzyłem sobie okno, jesteś zły? - Usłyszałem niski, męski głos gdzieś w głębi pokoju. Otworzyłem szeroko oczy i natychmiastowo wstałem z łóżka. Koło okna zauważyłem zarys sylwetki niewysokiego, szczupłego mężczyzny.
- Kim ty..?
- Ja? Nikim ważnym. Chociaż w sumie... jestem sardynką, która musi się ciebie pozbyć. Mogę? - Wskazał palcem na krzesło biurowe. Nie zdążyłem otworzyć ust, a chłopak już usiadł na krześle. - Całkiem fajny masz pokój, Jongin. Widzę, że ćwiczysz... Ahh, Jongin, Jongin. Twoja matka była jednak uparta...
- Moja matka? Uparta? Co jej zrobiłeś? - zacisnąłem dłonie w pięści, czując jak moje serce przyśpieszyło bicie.
- Ja? Nic. Spokojnie... Chociaż w sumie. Nie chciała nic powiedzieć. Jongin, czy ty mówiłeś swojej matce gdzie jesteś?
- A chuj cię to...
- A więc mówiła prawdę... kurde... Ej! Nie denerwuj się. Dziś nic ci nie zrobię. Chciałem porozmawiać. Przystojny jesteś. - chłopak rzucił czymś w stronę włącznika i zapalił światło. Był ubrany w czarne spodnie, czarny sweter i czarną kominiarkę. Huh... Czyli jednak nie zgasił mi w tym pokoju światła.
- No nie zgasiłem. Postanowiłem działać inaczej. Robię dla ciebie wyjątek. Czuj się wyjątkowy Kim Jong Inie.
- Skąd ty..? - znów nie zdążyłem nic powiedzieć, gdyż chłopak po raz drugi wciął się w moje pytanie.
- Mam czip, kochanie. O tutaj - popukał palcem w prawą skroń - W ten sposób mam na ciebie haka. Oj kotku, od dziś przestaniesz cwaniakować. Panuję nad całą sytuacją. A po newsie, który ci powiem to padniesz!
- Co masz na myśli?
- Wszystkie robaczki w Północnej się najedzą i to w twoim domu. Kurde... dwa wielkie kawałki mięsa... jak ja tym robaczkom zazdroszczę... - ruszyłem w jego stronę oraz złapałem go za sweter i pociągnąłem jego końce w swoją stronę, następnie rzucając chłopakiem o ścianę.
- Jakie kurwa robaczki i jakie pierdolone dwa kawałki mięsa! Co im zrobiłeś?! - wstrząsnąłem nim na tyle mocno, że jego głowa odbiła się kilka razy od ściany. - Zabiłeś je?! Moją matkę i siostrę?! - chłopak jedynie zaśmiał się i odepchnął mnie.
- Mądry i przystojny ... no nie wierzę! Jesteś idealną sierotą - głośny śmiech chłopaka rozległ się po pomieszczeniu. Ponownie ruszyłem w jego stronę by go odepchnąć na drugą ścianę, aczkolwiek chłopak złapał moje nadgarstki i wykręcił je. Cmoknął kilka razy i potrząsnął głową na znak niezadowolenia - Oj, agencie 18593... Pamiętaj, że jestem o trzy kroki bliżej i szybciej niż ty. A ja nic ci nie chcę zrobić!
- Zabiłeś skurwielu moją matkę! To mi zrobiłeś! - wyszarpałem swoje nadgarstki i kopnąłem go w brzuch. Chłopak natomiast przewidział moje działania i złapał mnie za kostkę, powalając na ziemię. Chwyciłem w dłoń starą koszulkę, która leżała na ziemi i rzuciłem mu nią w twarz. Chłopak jedną dłonią puścił moją nogę i złapał koszulkę, ponownie rzucając ją na ziemię. Uwolniłem swoją kostkę z jego dłoni i chodząc "pająkiem" cofnąłem się pod ścianę. Chłopak zaśmiał się, myśląc, że się poddałem. Przypomniałem sobie jednak radę Sehuna, żeby myśleć o czymś innym i robić zupełnie co innego. Rozejrzałem się po całym pokoju w poszukiwaniu jakichś przedmiotów, które pomogłyby mi w tej walce... Buty, koszulka, opakowanie po chipach... /jeśli zakryję mu twarz koszulką, chłopakowi trochę zajmie ściągnięcie jej z twarzy, dzięki czemu wstanę i,wykonam jakiś ruch/ wyciągnąłem rękę w stronę koszulki, ciągnąc ją do siebie, przy okazji biorąc buta. Kiedy przedmioty były przy mnie, chłopak gwałtownie zaczął się do mnie przybliżać. Rzuciłem w jego stronę koszulkę, by chłopak zajął nią swój umysł, a po chwili wycelowałem butem w jego krocze. Chłopak syknął i zgiął się w pół, a ja szybko wstałem oraz zwaliłem go z nóg, jednym kopnięciem w kolana. Czarna postać odepchnęła się rękoma, na tyle, że nie uderzyła głową o podłogę. W tej chwili chłopak klęczał tuż przede mną. Chwyciłem końce jego kominiarki i ciągnąłem je do góry.
- Hyunwoo? Co tam się dzieje? Hyunwoo! - zza drzwi usłyszałem głos zdenerwowanego Jongdae. Puściłem okrycie twarzy chłopaka i spojrzałem na niego z zdezorientowaniem.
- Nic się nie dzieje - wskazałem palcem na otworzone okno i zaśmiałem się, aby nie było słychać jego ruchów. Chłopak "odmeldował się" i zniknął za oknem.
- To proszę, otwórz drzwi. Hyunwoo! - spojrzałem jeszcze raz w stronę okna, aby upewnić się czy chłopak na pewno opuścił pokój i przekręciłem kluczyk w drzwiach. Chen wparował do mojego pokoju.
- Wytłumaczysz mi, co tu się stało?!
- No... ćwiczyłem, gryf się przesunął i trochę się narobiło. Mam nadzieję, że nie obudziłem naszego... - zacząłem bezsensownie bełkotać i kłamać, na tyle, aby brzmiało to w miarę realnie i normalnie. Przerwałem swoją wypowiedź, słysząc czyjeś kroki.
- Co się stało? - Zapytał Joonjae z mokrymi włosami i ręcznikiem na biodrach. Ten dom jest popierdolony.
†††
Doczekaliście się piątego rozdziału! Mam nadzieję, że się spodobał. Liczę na szczere opinie co do tego opowiadania. Każde zdanie bardzo się dla mnie liczy. Nie wiem kiedy będzie następny rozdział, ale postaram się go napisać :p co do drugiego ff... cóż, kobieta zmienną jest ;)